Ze snu
wyrwał mnie dźwięk smsa, jak się później okazało, od Angeliki. "Hej Majka,
nie będzie mnie dzisiaj w domu, zostaje u Mario". Cieszyłam się, że jest
szczęśliwa, należało się jej to. Spojrzałam na zegarek, który wskazywał godzinę
10. Miałam dzisiaj cały dzień dla siebie, postanowiłam więc, że pójdę w końcu
ogarnąć jakoś mój ogródek, żeby nie straszył wyglądem. Odkąd się tutaj
wprowadziłam nie mogłam się zmobilizować aby coś z nim zrobić. Wstałam z łóżka i skierowałam się w stronę
drzwi, kiedy je otworzyłam myślałam, że dostane zawału. Na kanapie w salonie
siedział Robert.
-Co ty tu
robisz ?!- zapytałam, a raczej wykrzyczałam.
-Siedzę.-
odparł z niewinnym uśmiechem.
-Widzę, że siedzisz,
ale jak tu wszedłeś ? Kto cię wpuścił ?
-Nikt mnie
nie musiał wpuszczać, bo kolejny raz nie zamknęłaś drzwi! - powiedział poważnym
głosem.- Majka, przecież tu mógł wejść każdy, masz szczęście, że byłem to
akurat ja.
-No
szczęściem bym tego nie nazwała.- powiedziałam zaczepnym tonem.
-Bardzo
zabawne... - udał obrażonego.
-No dobra
no, żartowałam.- uśmiechnęłam się do niego.- Napijesz się czegoś ?
-Może być
sok, piękna.- no tak, 5 min bez głupich tekstów to dla niego zdecydowanie za
dużo. Już się bałam, że coś jest nie tak, ale jak widać niepotrzebnie. Do tego
firmowy uśmiech by Lewandowski i każda dziewczyna jest jego, no może prawie
każda.
Robert
siedział na kanapie, a ja przyniosłam napój. Rozmowa zeszła na naszych
wspólnych znajomych- Mario i Angelikę. On również cieszył się, że jego
przyjaciel trafił w końcu na normalną dziewczynę, a nie taką, która leci na
jego kasę.
-Może się
gdzieś przejedziemy co ? Pokaże ci resztę miasta. - zapytał
-Niestety
nie mogę, muszę trochę popracować w ogródku, już dawno powinnam to zrobić.
-No to ci
pomogę.
-Haha. Ty
będziesz mi pomagał w ogródku ?- zapytałam ze śmiechem.
-No tak. A
dlaczego nie ?- o Boże.. on mówi całkiem poważnie. W sumie to może być nawet
zabawne. Lewandowski wyrywający chwasty, tego jeszcze nie było.
-No dobra,
to chodź mistrzu. Zobaczymy ile wytrzymasz.- powiedziałam a po chwili
przyniosłam mu rękawiczki i grabki. Poszliśmy na taras i zabraliśmy się do
pracy. W sumie to ja się zabrałam, bo on nawet nie wiedział co ma robić. Stał z
wytrzeszczonymi oczami i miną, która opracowywała szybki plan ucieczki.
-Jeszcze
możesz się wycofać.
-Nie mam
takiego zamiaru, powiedz mi tylko co mam robić.
-No to na
początek zacznij grabić od tamtego miejsca. Liście powrzucaj do tych worków.
Robert zdjął
koszulkę i zabrał się za sprzątanie, a ja nie mogłam się skupić. Odwróciłam się
tyłem, żeby na niego nie patrzeć. Jest tak cholernie pewien siebie, że jestem
przekonana że zdjął bluzkę specjalnie, żeby tylko wywołać u mnie zakłopotanie.
A co gorsza trafił w najczulszy punkt.
Po dwóch
godzinach ogródek wyglądał znacznie lepiej. Liście były w workach, chwasty
wyrwane, a trawa skoszona. Posadziłam kwiatki, które trzeba było jeszcze tylko
podlać wodą. Wyjęłam wąż ogrodowy i chciałam to zrobić, ale Robert stwierdził,
że mnie wyręczy. Poszłam po grabki i chciałam je schować, wtedy poczułam na
sobie zimną wodę. Odwróciłam się, a on stał lejąc mnie z węża i miał przy tym
dziki ubaw.
-Przestań,
to jest zimne! -krzyczałam i biegłam w jego stronę, żeby zabrać mu
"zabawkę", ale zaczął uciekać. Wiedziałam, że raczej nie mam szans na
to, żeby go złapać, a nawet gdyby to on jest dużo silniejszy ode mnie.
Postanowiłam więc zastosować chwyt taktyczny.
-Już
skończyłeś ?!- krzyknęłam udając obrażoną.
-Znowu się
obraziłaś ?- wyłączył wodę i szedł w moją stronę. "Brawo Lewy, o to mi
chodziło"- pomyślałam.
-Mam już
dość twoich głupich zachowań. Daj mi to, bo chce podlać kwiatki. - powiedziałam
nadal poważnym tonem.
-Ale to było
na żarty. No przestań, Majka.- podał mi węża i stanął obok. Włączyłam wodę i
skierowałam ją w jego stronę.
-No to teraz
ja sobie pożartuje ! powiedziałam pokazując mu język i oblewając go wodą.
-Ej, to nie
fair ! Chcesz się tak bawić, to okej !- podbiegł w moją stronę i chwytając od
tyłu zaczął mnie łaskotać. Wpadłam w taki paniczny śmiech, że nie mogłam się
powstrzymać, a on miał z tego niesamowitą frajdę.
-Dobra, już
dosyć. Błagam. Rozejm.- mówiłam przez śmiech. W końcu przestaliśmy się
wygłupiać i poszliśmy się wysuszyć. Siedzieliśmy na tarasie wygrzewając się w
słońcu i pijąc zimny sok pomarańczowy. Żyć nie umierać.
-Mam ochotę
na loda.- wypaliłam, a dopiero gdy spojrzałam na Roberta zorientowałam się jak
to zabrzmiało. Siedział z uśmiechem od ucha do ucha i łobuzerskim wyrazem
twarzy.- Dobra, nic nie mów.- powiedziałam ze śmiechem. - Chodziło mi o deser
lodowy. Taki z owocami i bitą śmietaną.
-Ale
przecież nic nawet nie powiedziałem.- mówił nadal się śmiejąc.
-Tak, ale
pomyślałeś.
-No dobra,
oboje się coraz bardziej pogrążamy. To może pojadę się przebrać do domu i pojedziemy
do jakiejś kawiarni co ?
-W sumie,
czemu nie.
Robert
wyszedł a ja poszłam się przebrać. Po chwili usłyszałam pukanie do drzwi. Kiedy
je otworzyłam, ku mojemu zaskoczeniu stał w nich Daniel.
-O hej, a co
ty tu robisz?- zapytałam.
-No nieźle,
całkiem miłe powitanie.- zaśmiał się.
-Przepraszam
cię. Wejdź proszę. Napijesz się kawy ?
-Chętnie.
Wybierasz się gdzieś?- zapytał lustrując mój ubiór.
-No tak,
umówiłam się, ale mam jeszcze czas.
-Nie
chciałbym przeszkadzać.
-Nie no coś
ty. Siadaj.- wskazałam ręką na kanapę i poszłam do kuchni zrobić kawę. Kiedy
chciałam mu ją podać, potknęłam się i oblałam jego nogawkę od spodni i koszulkę.
-Jejku,
przepraszam. Leć szybko do łazienki i zdejmij to. Wyczyszczę je wodą, żeby nie
było plamy.- powiedziałam z zakłopotaniem.
-Nie, nie
trzeba. Przecież nic się nie stało.
-Nie
dyskutuj ze mną!- powiedziałam i się uśmiechnęłam. Było mi głupio, więc chociaż
tyle chciałam zrobić. Daniel poszedł do łazienki i po chwili wyszedł z niej w
samych bokserkach. Dziwnie się czułam, praktycznie go nie znam a on lata po
moim domu w samych majtkach. Poszłam szybko wyczyścić plamy z jego ubrań, a on
czekał w salonie. Wydawało mi się, że ktoś pukał do drzwi. Dokończyłam pranie i
szybko wysuszyłam spodnie i bluzkę Daniela.
-No i już.
Po kawie ani śladu.- wręczyłam mu jego ubrania.-Był tutaj ktoś?
-Nie, nikogo
nie było. - odpowiedział i włożył na siebie ciuchy
-No dobrze,
to nie zabieram ci juz czasu. Do zobaczenia.- Daniel miał zamiar wyjść, a ja w
tym momencie dostałam wiadomość od Roberta "Coś mi wypadło, nie możemy się
spotkać". Zrobiło mi się trochę przykro, że tak nagle odwołał spotkanie i
że zrobił to przez smsa. Mógł chociaż zadzwonić, ale najwidoczniej to dla niego
za duży wysiłek.
-Wiesz co,
poczekaj.- zatrzymałam mojego gościa.- Możemy gdzieś pójść, jeżeli nie masz
planów.
-No a twoje
spotkanie?
-Nieaktualne.
-No dobrze w
takim razie chodźmy.-uśmiechnął się do mnie i wyszliśmy.
Pojechaliśmy
najpierw do kina, a później do restauracji na kolację. Pomimo tego, że Daniel
bardzo się starał, ja zastanawiałam się dlaczego Robert odwołał spotkanie. Jednak
w końcu udało mi się wyrzucić z moich myśli pana Lewandowskiego i całkiem
nieźle się bawiłam. Późnym wieczorem odwiózł mnie do domu. Staliśmy pod moimi
drzwiami i zapadła niezręczna cisza.
-Widzimy się
jutro?- zapytał Daniel
-Dobrze.
Zadzwonię do ciebie. - odpowiedziałam, a on zaczął się do mnie przysuwać na
niebezpiecznie bliską odległość. W ostatniej chwili udało mi się otworzyć drzwi
i uniknąć pocałunku. Rzuciłam tylko zwykłe "cześć" i zniknęłam w
swoim domu.
_______________________________________________________
No i mamy nowy rozdział. Mam nadzieję, że się spodoba i pojawią się jakieś komentarze. Liczę na wasze wsparcie. Rozdział 10 mam już ulożony w głowie i jeżeli wszystko pójdzie po mojej myśli to będzie się działo :D Miłego czytania życzę !
Znudzony Fabregas i Pique na zakupach w NY :D
Noo ciekawe ciekawe co będzie dalej !! :) Dodaj szybko kolejny rozdział ;P
OdpowiedzUsuńMogła bym to czytać bez końca! *_*
OdpowiedzUsuń