sobota, 11 maja 2013

Prolog .



Znacie to uczucie, kiedy wiecie, że już niedługo spełni się wasze marzenie ? Ta cudowna świadomość, że w końcu wam się coś uda, że osiągniecie to, do czego tak długo dążyliście i przede wszystkim że sami na to zapracowaliście.
             
             Ostatnie lata były dla mnie mnóstwem wyrzeczeń. Najpierw ta cholerna kontuzja, później długi czas rehabilitacji a na koniec i tak okazało się, że już nigdy nie będę mogła zawodowo grać w siatkówkę. Załamałam się, sport był całym moim światem, nie potrafiłam sobie wyobrazić jak teraz będzie wyglądało moje życie. Po tej informacji, było ze mną jeszcze gorzej, zaczęłam palić, nie miałam ochoty żyć może dlatego, że miałam tylko 17 lat, a już zawalił mi się świat, a przynajmniej tak mi się zdawało. Znajomi powiedzieli mi, że nie mogę się poddać, że muszę walczyć. To dzięki nim zaczęłam leczyć nogę (w przeciwnym razie mogłabym mieć problemy z chodzeniem), wzięłam się w garść i teraz jestem im za to bardzo wdzięczna, nie wiem co by ze mną było gdyby nie oni. Przez moją chorobę więcej czasu spędzałam w domu, razem z moimi rodzicami. Tata, zagorzały fan piłki nożnej, mecze oglądał niemal codziennie. Z czasem zaczęłam je oglądać razem z nim, kiedyś nie rozumiałam jak można patrzeć na 20 zapoconych facetów , którzy biegają za piłką, kopiąc się po nogach, a dwóch pozostałych rzuca się w błoto, aby ją złapać. W dodatku czy śnieg, czy deszcz, oni zawsze mieli krótkie spodenki... Całe moje wyobrażenie o tym sporcie zmienił jeden mecz. Mecz, którego nie zapomnę do końca mojego życia.
           
               Sezon 2008/2009, finał Ligi Mistrzów. Duma Katalonii kontra Czerwone Diabły. Obie drużyny, nie przypadkowo znalazły się w tym etapie rozgrywek. I jednej i drugiej nie brakowało determinacji. W Manchesterze United grał jeszcze wtedy Cristiano Ronaldo, natomiast w FC Barcelonie Thierry Henry i Eto. Mój tata, jako fan Blaugrany siedział jak na szpilkach. Pierwszy gwizdek sędziego, widzę kątem oka, jak mój tata wykonuje znak krzyża, a później chwyta koszulkę w miejscu, w którym widniał herb Barcelony. Patrzyłam na niego i nie rozumiałam, jak można się tak tym przejmować. Nagle spoglądam na telewizor i widzę Messiego. Pierwszy kontakt z piłką, podanie do następnego zawodnika, odegranie. W przeciągu kilku sekund, dostali się pod pole karne przeciwnika. To jak operowali piłką, z jaką łatwością im to przychodziło było magiczne. Siedziałam jak zahipnotyzowana i patrzyłam jak czarują przeciwników swoją wspaniałą tiki-taką.  Mecz skończył się 2:0 dla Barcelony. Gole zdobyli Messi i chyba Eto. Od tamtej pory, moje serce jest granatowo czerwone i juz zawsze takie będzie. Wtedy uświadomiłam sobie, że ja nie mogę pożegnać się ze sportem. Niestety mój powrót do gry w siatkówkę był niemożliwy, także inne dyscypliny odpadały, ponieważ kontuzja była zbyt poważna. Moja przyjaciółka- Angelika, którą poznałam podczas rehabilitacji podsunęła mi pomysł psychologii sportowej lub dziennikarstwa sportowego. Na początku uznałam to za głupie, lecz jak się dłużej nad tym zastanowiłam stwierdziłam, że może warto spróbować. W roku 2012 zdałam maturę, do końca się zastanawiałam czy psychologia sportowa to dobry kierunek dla mnie. W końcu sama prawie nie zniszczyłam sobie życia, kiedy okazało się, że nie mogę już grać. Angelika szybko rozwiała moje wątpliwości, powiedziała, że jestem żywym przykładem na to, że z każdym problemem można sobie poradzić i to właśnie daje mi siłę i przewagę nad innymi. Hmm, może to i prawda. Raz się żyje. Wysłałam podanie na wymarzoną uczelnię i czekałam na odpowiedź. W między czasie rozpoczęło się długo wyczekiwane, przeze mnie również, EURO2012. Pamiętacie to jeszcze? Koko koko euro spoko- haha, tak z tym było wieeelkie halo. Plakaty rozwieszone w każdym miejscu Polski. W radiach brzmiały piosenki "Czyste szaleństwo", "Endless Summer" ahh, tak to był wspaniały czas. W końcu długo wyczekiwane rozgrywki się rozpoczęły. Pierwszy mecz Polska : Grecja. Piękna bramka Lewandowskiego, wszyscy nabrali wiary w naszą drużynę. Niestety, 66 minuta, faul Szczęsnego, czerwona kartka. Widzę jak Wojtuś zdejmuje rękawiczki i z niesamowitą pokorą schodzi z boiska, nie mogłam na to patrzeć, nie wiedziałam, że to wywoła u mnie takie emocje. Czas na rzut karny, Tytoń bez żadnej rozgrzewki staje między słupkami i broni ! Wszyscy wpadają w szał ! Może jeszcze nie wszystko stracone ?! Mecz ostatecznie kończy się 1:1, z pozoru wynik dobry, jednak jak się później okazało nie wystarczająco dobry. Kolejne starcie, Polska : Rosja, znowu remis po pięknej bombie Błaszczykowskiego. Nadzieja nadal nie gaśnie, wszyscy kibice wierzą w to, że nasi piłkarze dadzą radę. Sobota, 16 czerwca, godzina 20:45, ostateczne starcie. Polska : Czechy. Od tego meczu zależy wszystko. Pierwszy gwizdek sędziego, Polacy ruszają do boju. Minuty uciekają, aż tu nagle gol przeciwników. Ostatni gwizdek i koniec, koniec marzeń, koniec nadziei, pojawia się rozpacz kibiców, żal... Ohh tak, tego nigdy nie zapomnę, kiedy tak to wszystko wspominam to aż mi się łza w oku kręci. Wielu z was uzna to za głupie, ale dla mnie to nie były tylko mecze. Kiedy po raz pierwszy zobaczyłam na boisku Roberta Lewandowskiego to aż mi serce mocniej zabiło. Razem z moją koleżanką obiecałyśmy sobie wtedy, że kiedyś pojedziemy na mecz Polski lub BVB, nie ważne który byleby zobaczyć Lewandowskiego na żywo. Jednak z czasem entuzjazm mojej koleżanki zszedł, ale ja za wszelką cenę chciałam spełnić to marzenie. Ciężko pracowałam i uczyłam się aby móc to osiągnąć. Teraz jestem świeżo upieczoną panią psycholog i bardzo się cieszę, że wybrałam właśnie tą drogę. Moje marzenia wreszcie zaczynają się spełniać i w końcu wszystko układa się po mojej myśli. Już za dwa dni jadę do Niemiec, dokładnie do Dortmundu na mecz BVB. Wiem, że szansa spotkania Roberta, gdzieś na ulicy jest jedna na milion, ale czemu miałabym nie spróbować ?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz