niedziela, 12 maja 2013

Rozdział I



W końcu nadszedł ten dzień. Wyczekiwany, wymarzony 3 lipca. Miałam w sobie tyle energii, że mogłabym góry przenosić. Na samą myśl, że już jutro zobaczę Lewandowskiego, Reusa, Goetzego i całą resztę BVB robiło mi się gorąco. Nie miało znaczenia to, że oni mnie nawet nie dostrzegą, wśród tłumu oblegającego stadion Signal Iduna Park, najważniejszy był fakt, że w końcu ich zobaczę. Będę mogła poczuć te emocje, całkiem inne niż siedząc przy telewizorze. O godzinie 14 miałam odprawę, a przydałoby się być na lotnisku co najmniej godzinę wcześniej. Szybko się umyłam, zjadłam śniadanie i chyba po raz setny poszłam sprawdzić czy niczego nie zapomniałam. O 12 przyjechał do mnie brat, żeby odwieźć mnie na lotnisko. Dokładnie po godzinie byliśmy na miejscu, pożegnałam się z nim i poszłam załatwić resztę formalności związanych z wylotem.
            Nareszcie, wchodzimy do samolotu zajmujemy miejsca, krótka gadka organizacyjna ze strony stewardessy i lecimy. Nadal nie mogłam w to uwierzyć, czułam się jak we śnie, z którego za żadne skarby świata nie chcę się obudzić. Po paru godzinach byłam już w Dortmundzie, wsiadłam do taksówki i pojechałam do swojego hotelu. Weszłam do recepcji, dokończyłam rezerwację i w końcu mogłam odpocząć. Hotel był świetny, śliczny pokój, łazienka, a co najważniejsze droga na stadion zajmowała jakieś 10 minut na nogach. Rozłożyłam bagaże i poszłam wziąć kąpiel. Weszłam do gorącej wody i od razu poczułam się lepiej. Kiedy już trochę odpoczęłam, postanowiłam pójść pozwiedzać. Każdy jeden sklep wypełniony był koszulkami i innymi akcesoriami związanymi z BVB. Wszędzie były porozklejane plakaty Reusa, Goetzego, Lewandowskiego i reszty piłkarzy.  Udałam się pod stadion, był pięknie oświetlony. Cieszyłam się, że już jutro zobaczę go od środka. Po krótkim zwiedzaniu udałam się z powrotem do hotelu. Byłam bardzo zmęczona, ale wiedziałam, że dziś szybko nie zasnę. Leżałam w łóżku i myślałam jak to się dalej potoczy. Oczywiście zdawałam sobie sprawę z tego, że żadnego piłkarza raczej nie spotkam, a  nawet gdyby tak to jedyne na co mogę liczyć to autograf.  Myślałam raczej o moim życiu. Nie wspominałam wcześniej, ale zastanawiałam się nad wyprowadzką na dłuższy czas do Niemiec. Z językiem radziłam sobie całkiem nieźle, a tu miałam większe szanse na znalezienie pracy w moim zawodzie, ponieważ psychologia sportowa w Niemczech była bardziej popularna niż w Polsce. Po długich przemyśleniach w końcu udało mi się zasnąć.
            Rano obudziłam się wypoczęta jak nigdy. Od razu wiedziałam, że to będzie najpiękniejszy dzień w moim dotychczasowym życiu. Wykonałam poranną toaletę i byłam gotowa na podbój Dortmundu, może nie dosłownie, ale tak właśnie się czułam. Mecz zaczynał się o godzinie 15.30, a ja miałam baardzo dużo czasu, bo była dopiero 8 rano. Wzięłam ze sobą torebkę do której spakowałam portfel i kilka potrzebnych rzeczy i poszłam na miasto. Najpierw postanowiłam coś zjeść, więc weszłam do bardzo ładnej kawiarenki i zamówiłam sobie naleśniki, a później kawę. Z rozmów osób, które siedziały obok wynikało, że również wybierają się na mecz. Kilka razy padło nazwisko "Lewandowski", co mnie zupełnie nie zdziwiło, w końcu nie tylko Polacy mu kibicują. Po skończonym posiłku postanowiłam przejść się jeszcze raz po uliczkach, które po brzegi były wypełnione plakatami i pamiątkami z Borussi Dortmund, dzięki temu to miejsce miało niesamowity klimat. Weszłam do jednego ze sklepów i postanowiłam kupić sobie koszulkę na dzisiejszy mecz. Wybrałam bluzkę pana grającego z numerkiem 9, co pewnie was nie dziwi. Nawet nie wiem kiedy na zegarku wybiła godzina 12.30. Ruszyłam w stronę hotelu, bo przecież musiałam się przygotować, a też nie mogę przyjść na stadion na ostatnią chwilę.  
            14.30, do meczu została już tylko godzina. Ubrałam nowo zakupioną bluzkę, czarne krótkie spodenki i czarne niskie conversy. Zrobiłam lekki makijaż, bo przecież nie szłam na rewię mody, tylko na mecz, ale z drugiej strony nie mogłam straszyć wyglądem. Po chwili ruszyłam w drogę na stadion. Z daleka można było usłyszeć tłumy przybywające na mecz. Kiedy byłam już na miejscu, nadal nie wierzyłam, że dzieje się to na prawdę. To było jak bajka, najpiękniejsza bajka, jaką kiedykolwiek widziałam, a w dodatku, to ja grałam główną rolę. Wzięłam głęboki wdech i ruszyłam do wejścia. Po 10 minutach siedziałam już na trybunach, w górze unosiły się flagi, nie tylko Niemieckie, było również sporo Polaków. Nagle patrzę, na murawę wchodzą piłkarze. Siedziałam dosyć blisko, więc mogłam każdego rozpoznać. Jako ostatni wchodzi Robert Lewandowski. Serce biło mi jak oszalałe. Bożeee, ja go widzę, naprawdę go widzę ! Nareszcie, pierwszy gwizdek, mecz się rozpoczął. Minuty uciekają, a BVB nie zdobyło żadnej bramki. Po pierwszej połowie zaczęłam się zastanawiać, czy ja na pewno jestem na meczu Borussi. To nie byli oni, zawsze grali jak jeden zespół a teraz widać było, że nie walczyli tylko z rywalem, ale również ze sobą nawzajem. Druga połowa, gol dla przeciwników. Lewandowski nie miał nawet żadnej dobrej sytuacji bramkowej, nikt nie dogrywał piłek do środka pola, każdy grał indywidualnie, a przecież tu nie o to chodzi. Koniec meczu, wynik 3:0 dla rywali. Cholera co się stało? Jak mogli zawalić tak ważny mecz ?! Kibice z wielkim żalem opuszczali stadion, mi również było przykro, bo przecież oni byli w stanie wygrać ten mecz... Szłam przez park znajdujący się niedaleko stadionu, za drzewami można było dostrzec mały staw, udałam się tam, lecz po chwili zobaczyłam, że ktoś siedzi na niewielkiej kładce, która sięgała do połowy jeziorka. Chciałam zawrócić, lecz ten ktoś najwyraźniej mnie już zobaczył, więc stwierdziłam że mogłabym wyjść na głupią, jeżeli bym tak po prostu uciekła. Szłam w jego stronę i wtedy zorientowałam się, że to nie kto inny jak Kuba Błaszczykowski ! Dacie wiarę ? W tym momencie stoi przede mną kapitan Polskiej reprezentacji ! Stanęłam jak wryta, nie wiedziałam co mam ze sobą zrobić.
- Proszę cię, tylko nie krzycz, że tutaj jestem.- chyba sam nie wiedział jak brzmią te słowa, ale w sumie to zrozumiałam o co mu chodziło. Nie chciał, żeby nagle zleciały się tu tłumy i wypytywały co się stało, że przegrali, dlaczego ich gra tak wyglądała itd.
-Spokojnie, nie zamierzam.- odpowiedziałam po polsku, mimo faktu, że on zwrócił się do mnie w języku niemieckim.
-Jesteś z Polski ?
-Tak, przyjechałam tu na wasz mecz.
-W takim razie przepraszam.
-Yyyy, ale za co?
-No za to, że przegraliśmy i w ogóle za cały ten mecz.
-Daj spokój, przecież to nie jest twoja wina, nawet najlepszym drużynom świata zdarza się czasami przegrać.
-No tak, tyle że dzisiejszy mecz był totalną porażką i to na nasze życzenie. - widać było, że jest zły na siebie za tą przegraną. Wyjął ręce z kieszeni i usiadł na brzegu drewnianej kładki. Ja zrobiłam to samo i usiadłam trochę dalej od niego.
-Słuchaj, wiem, ze ostatnią rzeczą jakiej teraz potrzebujesz, to słuchanie morałów od osoby, której wcale nie znasz ale kurczę no, Kuba nie możesz się załamywać. Przecież jeszcze nie wszystko stracone. Nadal macie szansę na zdobycie Pucharu Króla.
-No z taką grą na pewno nie... Przecież widziałaś co się dzisiaj działo na boisku, każdy z nas zachowywał się jak ostatni dupek. Każdy myślał tylko o tym, żeby to właśnie on zapewnił wygraną drużynie.
-Ej, ej, tylko bez takiej gadki. Nie możecie się poddać, nie możecie tego zrobić kibicom, a przede wszystkim sobie samym. To, że teraz macie problem, nie znaczy, ze nie da się go rozwiązać.
-Wiesz, nie znam cię, ale podziwiam twój optymizm. I dzięki za te słowa, czasami fajnie pogadać z kimś obcym.- noo nareszcie, złość trochę z niego zeszła i mam wrażenie, że pojawił się na jego twarzy jakiś promyk nadziei, ze jednak nie wszystko stracone.
-Życie mnie tego nauczyło. Nie ma sprawy, polecam się na przyszłość.
-Hmm, pierwszy raz mi sie zdarzyło, żebym rozmawiał z kimś obcym o moich problemach. Masz świetne podejście do ludzi.
-W moim zawodzie trzeba mieć tą umiejętność.- odpowiedziałam i się uśmiechnęłam.
-Tak ?  A kim jesteś z wykształcenia?
-Psychologiem sportowym.- wiedziałam, że kiedy wypowiem te słowa bardzo się zdziwi, ale w tym momencie jego oczy wyglądały jak pięciozłotówki.
-Żartujesz? Haha, no tak, teraz już wszystko jest jasne. Całe szczęście że nie jesteś psychiatrą, bo wtedy już bym się przestraszył, że coś ze mną jest nie tak. Skąd w ogóle pomysł na taki zawód?
-Ooo, to już długa historia.
-Nie no teraz to jestem ciekawy. A czasu mam dużo. Mieszkasz w hotelu ?
-No tak.
-No to chodź, odprowadzę cię, a ty mi po drodze wszystko opowiesz.
Szliśmy bocznymi uliczkami, po to, aby ludzie nas nie widzieli razem, bo zaraz było by pełno plotek na nasz temat. Przez to, droga wydłużyła się do 20 minut. Kiedy doszliśmy pod hotel akurat skończyłam opowiadać moją bardzo zawiłą historię. Kuba był bardzo zdziwiony.
-Nie wiedziałem, że w tak młodym wieku, można tyle przejść. Podziwiam cię, że sobie z tym poradziłaś. Ja nie wiem czy dałbym radę.
-Kuba daj spokój, ty dałeś sobie radę z dużo większą tragedią. - widziałam jak w tym momencie na jego twarzy zagościł smutek. Od razu pożałowałam że nie ugryzłam się w język- Jejku, przepraszam, nie powinnam o tym mówić.
-Nie nie, nic się nie stało, naprawdę. Było minęło. Mi również było ciężko, ale pozbierałem się. Może masz rację, że jeszcze nie wszystko stracone. Zawsze trzeba walczyć do końca.
-No i takie myślenie mi się podoba. Kiedy gracie kolejny mecz ?
-Ten najważniejszy gramy za miesiąc.
-No więc macie bardzo dużo czasu na przemyślenia.
-A ty do kiedy zostajesz w Dortmundzie?
-No właśnie zastanawiam się nad zamieszkaniem tu na jakiś czas. Może rok, może dłużej. Tutaj o wiele łatwiej będzie znaleźć mi pracę w tym zawodzie.
-No racja, w Polsce psychologia sportowa nie jest tak popularna.
Naszą rozmowę przerwał nam tłum nadbiegających i krzyczących ludzi.
-Cholera, muszę się stąd zbierać. A tak właściwie to jak ty masz na imię ?
-Hahaha. Lepiej późno niż wcale, Majka.
-Więc bardzo ci dziękuję za rozmowę Maju. Mam nadzieje, że spotkamy się kiedyś na kawie, w celach czysto towarzyskich, ponieważ jak sama wiesz , mam żonę.- powiedział to żartobliwym tonem, więc nie uznałam mu tego za złe. Szczerze mówiąc to świetnie mi sie z nim rozmawiało. Wcale nie czułam się jakbym rozmawiała z gwiazdą footballu tylko z normalnym człowiekiem.
- Oczywiście.- odpowiedziałam i po chwili widziałam tylko jak Kuba bardzo szybko znika wśród budynków. Wtedy dopiero zorientowałam się, że raczej już go nie spotkam, bo przecież jak. Nie mamy jak się nawet skontaktować. No cóż, chciał być po prostu miły. Westchnęłam i ruszyłam schodami do mojego pokoju.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz